Jemaa el-Fna nocą |
Długo nosiłam się z zamiarem napisania o Maroku.
Pojechaliśmy tam z mężem w podróż poślubną.
Kilka dni w pięknym hotelu pod Marrakeszem - niejako w prezencie
ślubnym otrzymaliśmy sporą zniżkę, więc czemu nie skorzystać. Obsługa dziwnie
patrzyła na parę młodych ludzi z plecakami zamiast eleganckich walizek.
Po kilku dniach ruszyliśmy na zachód do Essaouiry. Klimatyzowanym,
państwowym autobusem, którego kierowca doskonale znał trasę, pomimo tego, że
asfalt skończył się gdzieś w połowie drogi.
Z Essaouiry ruszyliśmy w stronę Meknesu - zakładając, zresztą
słusznie, że nie będzie tam wielu turystów, korzystając z przewoźników
prywatnych – gdzie klimatyzację z reguły stanowi brak okien lub innej części
pojazdu. Drogi w tej części kraju są już bardzo przyzwoite. Na koniec
pojechaliśmy do Casablanki.
Marrakesz
Plac Jemaa el-Fna |
Słynny plac Jemaa el-Fna zaczyna żyć po zmroku. W dzień wolałam
obserwować go z tarasu pobliskich kawiarni, ze względu na doskonały widok.
Można było podziwiać ulicznego dentystę, miejscowych czarowników, zmęczone
osiołki ciągnące osprzęt, zapasy i bóg wie co jeszcze, szympansy w pampersach
na łańcuchach – niezapomnianą tragiczną atrakcję dla spragnionych egzotycznych
wrażeń turystów, zgiełk i gwar podczas przygotowań do wieczornej pracy oraz
pełzające po pięknych dywanikach kobry i pytony.
No dobrze – podziwiałam plac z góry głównie z jednej przyczyny-
musiałam poczekać, aż zabrali węże.
Suki Marrakeszu wewnątrz wyglądają trochę inaczej od tych, które
bezpośrednio graniczą z placem. Jest tam mniej pamiątek dla turystów, zgiełk
miesza się z ciszą i trudno stamtąd wyjść.
Niezależnie od tego jak dobrą mapę zabierzecie ze sobą, może się
zdarzyć, że konieczna będzie pomoc małych przewodników - kilkuletnich mistrzów
interesu, którzy żądają sowitej zapłaty i są w stanie kluczyć po wąskich
uliczkach w kółko tak długo jak będzie trzeba.
Marrakesz- zaułki wspominane przez większość turystów. |
Marrakesz - zaułki wspominane przez tych, którzy poszli dalej... |
W tamtych dniach mój mąż, wówczas długowłosy blondyn, dla
Marokańczyków „Berber Alibaba”, uśmiechał się wyrozumiale do starowinek, które
podchodziły i dotykały jego włosów. A ja, chcąc nie chcąc, szlifowałam mój
opłakany francuski, którego mało używam i za którym nie przepadam.
Wieczorem plac się zaludnia – turystami i miejscowymi. Wspaniałe smaki
i zapachy, cudowna herbata z miętą, sok ze świeżo wyciskanych pomarańczy,
szaszłyki, tadżin, placki, placuszki, harira, ślimaki, kuskus, głowy kóz. Tam jedliśmy
najlepszą harirę wszechczasów. http://pl.wikipedia.org/wiki/Harira
W czwartą rocznicę ślubu postanowiliśmy zostać w domu i raczyć się dobrym winem oraz zestawem przeróżnych serów. Przypadkowo trafiliśmy w telewizji na program o Marrakeszu. Bohaterem był starszy człowiek i jego rodzina, która od lat serwuje harirę na jednym ze stoisk na placu Jaama-el-Fna. Wiekowy przepis przekazywany jest z pokolenia na pokolenie. Według twórców bohater programu serwuje najlepszą harirę w Marrakeszu.
Wiemy. Zdecydowanie potwierdzamy.
oto On - bohater programu przy wielkim garze hariry. |
Wspaniałe są takie zbiegi okoliczności, powracające w idealnym
momencie wspomnienia. Wszystkiego najlepszego z okazji 4 rocznicy ślubu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz